Czy wiesz, co jesz?
To jest najczęściej stawiane pytanie odkąd ludzie zaczęli samodzielnie komponować swoje posiłki. Od kiedy zaczęli gromadzić i przechowywać pokarm odchodząc od spożywania pozyskanego bezpośrednio przed jego skonsumowaniem. W odpowiedzi, prowadzono badania nad optymalnym składem pożywienia pod względem jego walorów odżywczych oraz unikania elementów toksycznych, zwanych patogenami.
Dostrzeżono zgubny wpływ nawozów sztucznych, antybiotyków oraz związków stosowanych w farmacji. Są one coraz bardziej obecne w pokarmach zarówno roślinnych, jak i pochodzących od zwierząt. To wydawało się oczywistym powodem wielu nowo pojawiających się dolegliwości fizycznych i psychicznych. Dostrzeżono, że hormony i związki chemiczne naśladujące hormony, są obecne w różnych gatunkach roślin uprawowych. Następnie przyszła kolej na refleksję, że nawozy sztuczne blokują przyswajalność naturalnie występujących w glebie mikroelementów. Okazało się, że narzucona przez człowieka zmiana składu gleby, powoduje wymieranie tysięcy rodzajów bakterii. Te z kolei były odpowiedzialne za powstawanie przyswajalnych dla ludzkiego organizmu form mikroelementów.
Pułapka ekologiczna
Stwierdzono, że w wielu miejscach, gleba jest bogata we wszelkie mikroelementy i organiczne związki odżywcze ale bez udziału bakterii, rośliny nie mogą absorbować z niej tych niezbędnych do życia substancji. Do chwili odbudowy naturalnego mikrobiomu w glebie, powinny być być nawożone. To jednak uniemożliwia odrodzenie się mikrobiomu. To jest współczesna pułapka ekologiczna. Ponadto nawozy sztuczne, nie są jednak tak idealne jak się to ich twórcom wydawało. Mimo intensywnego nawożenia, nie można osiągnąć pełnego spektrum niezbędnych mikroelementów. Rośliny dokonują wtedy podmiany na inne związki, które zapewniają im przeżycie. Jednak te awaryjnie, nowo wprowadzone związki, są zupełnie nie przydatne dla ludzkich i zwierzęcych organizmów. Mamy więc niedobory różnych mikroelementów w wielu roślinach uprawowych.
W konsekwencji tych odkryć zostało zadane pytanie:
Czy wiesz, czego w Twoim posiłku zabrakło?
Odpowiedź przyszła szybko – wielu mikroelementów, które powinny znajdować się w określonej ilości, w określonych roślinach uprawowych. Jednak po wielu latach, które upłynęły od tego odkrycia, mimo powagi sytuacji i powszechności problemu, niewiele osób kojarzy niedobór mikroelementów i witamin ze skażeniem gleby przez nawozy sztuczne. Jeszcze mniej osób nie zdaje sobie sprawy z faktu, że nasz organizm, podobnie jak gleba, musi współpracować z żyjącymi w nim bakteriami, aby spożywany pokarm został w procesie trawienia przetworzony na łatwo przyswajalne substancje odżywcze. I tu dochodzimy do sedna sprawy. W naszym codziennym pokarmie, brakuje nie tylko łatwo przyswajalnych mikroelementów i witamin, ale również żywych szczepów bakterii, które powinny znajdować się w treści pokarmu zarówno odzwierzęcego, jak i roślinnego.
Jak temu zaradzić?
Współczesne rolnictwo, jest ubezwłasnowolnione przez pułapkę ekologiczną, o której wcześniej wspomniałem. Brak nawożenia, znaczy brak wydajnej produkcji rolnej przez kilka lat. A na to niewielu rolników może sobie pozwolić. Nam konsumentom, pozostaje strategia łącząca zdobycze nowoczesnej suplementacji preparatami farmaceutycznymi z jednoczesnym wprowadzaniem takich ilości pokarmu pochodzącego z rolnictwa ekologicznego, jaki uda nam się zdobyć. Przy czym istotnym elementem jest równoczesna zmiana świadomości w zakresie ogólnie pojętej higieny osobistej i jej odpowiednika – aseptyczności produktów rolnych. Chodzi mi o wszelkie procesy pasteryzacji, pieczenia, gotowania itp. Wszystkie one są zabójcze dla naturalnej flory bakteryjnej zawartej w miąższu roślin i ciałach zwierząt. Dbając o usunięcie z pokarmu chorobotwórczych patogenów, niszczymy również tysiące drobnoustrojów, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Polityka radykalnej aseptyczności pokarmu, prowadzi do załamania się równowagi mikrobiotycznej w całym organizmie.
Bez gotowania i pieczenia?
Oczywiście, że z gotowaniem i pieczeniem. Jednak chodzi zarówno o zachowanie składu mineralnego oraz witamin jak i naturalnie występujących w świeżym pokarmie przyjaznych nam drobnoustrojów. Jeśli do pieczeni czy zupy, dodamy elementy surowe, lub pół-surowe, to zapewnimy stały dopływ naturalnie występujących w nich bakterii. I w brew pozorom, nie jest to w sprzeczności z obowiązującą wiedzą w zakresie bezpiecznego przygotowania potraw. Dam kilka przykładów. warzywa i rośliny przyprawowe lekko sparzone, ogórki kiszone, kapusta naturalnie kwaszona, kisze azjatyckie, mięso typu tatar, surowe jajko, sushi rybne i wiele innych. Każdy z tych elementów menu, może być dodany do już przyrządzonej na gorąco potrawy, ale w momencie, kiedy jej temperatura jest odpowiednia do zjedzenia i nie zniszczy przyjaznej nam flory bakteryjnej obecnej we wspomnianych dodatkach.
Wyjdź poza schemat
Zwrot “wyjdź poza schemat” – jest znany uczestnikom warsztatów rozwoju osobistego. To podstawa zapoczątkowania procesu przemiany duchowej. W przypadku pokarmu, przyświeca nam ta sama idea. Pragniemy zmienić jakość pokarmów na korzystniejszą dla naszych organizmów. Zróbmy coś praktycznego. Weź kartkę papieru, ołówek (koniecznie zwykły ołówek) i wypisz na niej wszystkie rośliny, które na co dzień używasz do przygotowania swoich potraw. Policz je i powiedz ile ich jest? Jak już to zrobisz, otwórz komputer i wpisz w przeglądarce frazę “polskie rośliny jadalne”. W ciągu kolejnych kilku minut, zorientujesz się co ich liczby. Zapisz sobie teraz tę orientacyjną ilość jadalnych roślin, rosnących w Polsce.
Być może czytając ten artykuł, pamiętasz mój materiał “Jadane chwasty”, opublikowany kilka lat temu. Wtedy chciałem tylko zwrócić uwagę czytelników, że nie wszystko co nazywamy “chwastem”, jest dla nas bez wartości. Teraz, uważam pomysł trzech niemieckich autorów książki “Jadalne rośliny dziko rosnące”, za wyjątkowo istotny w procesie powrotu do naturalnych i zdrowych posiłków. To ich książka zainspirowała mnie do wyjścia poza schemat pozyskiwania produktów do przyrządzania posiłków. Jeśli poświęcisz tylko kilka minut na przeszukanie Internetu, to zorientujesz się, że są wspaniali polscy autorzy tego typu opracowań a asortyment oferowany w sklepach i produkcji rolnej jest gorzej niż ubogi. Mimo to, mamy wrażenie, że jest inaczej. To zasługa edukacji w szkole, mediach itp. I można ten stan rzeczy zmienić, zaczynając od swoich, osobistych poszukiwań.
Dlaczego to takie ważne?
Dziko rosnące rośliny, są pomostem w drodze do złamania hegemonii koncernów spożywczych oraz farmaceutycznych i zapewniają dostęp do wartościowych składników dla uzupełnienia codziennej diety. Są szansą na przeżycie dla wszystkich tych osób, których zwyczajnie nie stać na produkty BIO, na suplementację kosztującą 200-300,- zł miesięcznie czy porady specjalisty od żywienia. Jadalne rośliny dziko rosnące, powinny stać się suplementami. Wiele z nich, można również uprawiać w ogródkach przydomowych bez konieczności stosowania nawozów i środków ochrony roślin. Wiele z nich nadaje się do prostego wysiewu lub sadzonkowania, jak kwiaty które pasjami uprawiamy w naszych ogrodach.
Nie są modyfikowane genetycznie, zwykle są bardzo łatwe w uprawie i tolerują różne siedliska glebowe. Jeśli będziesz używać takich roślin uprawianych lub po prostu zebranych z ziem nie objętych nawożeniem i opryskami owadobójczymi, to w Twoich posiłkach pojawią się nie tylko niezbędne witaminy i mikroelementy, ale również naturalnie w nich występujące mikroorganizmy o pozytywnym wpływie na funkcjonowanie ludzkiego ciała. Z czasem, odzyskasz utraconą wiedzę i rozpoczniesz drogę ku świadomości i wolności od nałogu “wiary w autorytety”, które ostatnio często spadają ze swoich poników.
Dwa praktyczne przykłady
Chwast przed którym drżą rolnicy – Perz właściwy
Jest to roślina, powszechnie występująca w Polsce. Można ją znaleźć w każdym ogródku przydomowym, na naturalnych łąkach, wokół zbiorników wodnych i oczywiście na polach uprawnych, ale tam akurat zbierać go nie polecam, chyba że jest to pole objęte certyfikatem BIO-upraw.
Cenne substancje: skrobia, polisacharyd – trytycyna, alkohol cukrowy – manitol, śluzy i rozpuszczalny kwas krzemowy. Trytycyna sprawia, że perz właściwy ma właściwości antybakteryjne. Jest również środkiem moczopędnym i dawniej stosowany był przy zakażeniach dróg moczowych. Pomaga w dolegliwościach o podłożu reumatycznym oraz przy dnie moczanowej. Wywar z perzu łagodzi dolegliwości w przypadku wysypek skórnych. Ze względu na śluzy, łagodzi suchy kaszel.
W kuchni: od wczesnej wiosny do końca lipca, nasiona i liście nadają się jako surowy składnik sałatek warzywnych. Od września do końca listopada, zanim ziemia zamarznie, można pozyskiwać korzenie i również po pokrojeniu na paski, dodawać w postaci surowej lub lekko sparzonej, do sałatek. Korzenie można suszyć i parzyć z nich herbatę. Można również robić z nich kiszonki.
Trzcina pospolita
Rośnie wszędzie, gdzie płynie woda i jej głębokość nie przekracza 1 metra. Trzeba przy tym wybierać czyste wody, nie skażone ściekami z pól uprawnych, osiedli ludzkich i obór.
Cenne substancje: asparagina, skrobia i inne cukry. W medycynie ludowej, służy jako środek przeciwbólowy, moczopędny i przeciw gorączkowy. Wywary i napary z kwiatów oraz liści, mają działanie przeciwzapalne i są stosowane w przypadku zapaleń górnych dróg oddechowych, oskrzeli. Ułatwiają organizmowi usuwanie toksyn spożytych wraz z żywnością.
W kuchni: Młode, centymetrowej grubości korzenie, można pokroić, wysuszyć i zmielić na mąkę. Można je również uprażyć i potem zaparzać podobnie jak kawę. Pędy trzciny aż po korzenie, można ścinać na wiosnę i dodawać do sałatek. Można je gotować w zupie. Można też je dusić lub marynować. Są bardzo łagodne w smaku.
W obu przypadkach, rośliny zawierają również łatwo przyswajalne mikroelementy i mają w znacznie większym stopniu, niż rośliny uprawowe, zachowany naturalny mikrobiom.
Kolejny artykuł o roli mikrobiomu, już niedługo.
Mariusz Jarymowicz