Pewnego dnia budzisz się i masz wrażenie, że poranek jest inny niż wszystkie poprzednie. Kiedy idziesz do łazienki, aby umyć zęby, wykąpać się, a potem ubrać przed wyjściem do pracy, Twoje ciało komunikuje Ci, że tym razem musisz na nie zwrócić baczną uwagę.
Jednak tym razem, bolesny ucisk wraca około południa, kiedy zaczynasz czuć głód. Po zjedzeniu lanczu znowu przechodzi. Masz spokój do wieczora. Kładziesz się spać, aby rano, jakąś godzinę po obudzeniu, znowu zacząć odczuwać bolesny ucisk w brzuchu. Idziesz do lekarza, a ten kieruje Cię na gastroskopię i kilka innych badań. Po paru dniach sprawa jest jasna – masz wrzód żołądka. Niewielki, jednak wystarczy, aby skutecznie zburzył Twoje dobre samopoczucie. Po przejściu kuracji antybiotykiem, który miał za zadanie wyeliminowanie bakterii Helicobacter pylori (odpowiedzialnej zdaniem większości lekarzy za powstanie wrzodów żołądka) i przyjmowaniu różnych preparatów działających osłonowo na błony śluzowe żołądka dolegliwości mijają. Zwykle dostajesz też.zalecenia co do zmiany diety na lekkostrawną. Twój przypadek zostaje uznany za skutecznie wyleczony. Jednak na ostatniej wizycie kontrolnej dowiadujesz się, że wrzody zwykle powracają i być może całą kurację trzeba będzie powtórzyć ponownie. I w tym momencie, zadajesz swojemu lekarzowi pytanie – dlaczego tak jest ? Czy musisz się z tym pogodzić ? Często odpowiedzią jest informacją, że prowadzisz zbyt stresujący tryb życia, co osłabia Twój system odpornościowy, a winowajcą jest w/w bakteria Helicobacter pylori, która z łatwością atakuje organizm, kiedy jest słaby. Zostajesz z takimi informacjami i jeśli nie zaczniesz drążyć tematu, żyjesz dalej w przekonaniu o nieuchronności nawrotów, no bo jak w obecnych czasach można liczyć na spokojne, pozbawione stresu życie ?
I tu zaczyna być ciekawie.
Otóż oczywiście lekarze mają rację, że wrzodom żołądka zwykle towarzyszy w/w bakteria, która zaczyna namnażać się w dużych ilościach. Jednak naturoterapeuci są zdania, że ta konkretna bakteria zawsze jest obecna w żołądku, w śladowych ilościach. Jednak w chwili, kiedy powstaje owrzodzenie wewnętrznej ścianki żołądka, bakteria ta namnaża się lecz nie jest główną przyczyną choroby. Kluczowym dla tego konkretnego schorzenia elementem wspólnym, jest silny stres przeżywany przez pacjenta. Co do tego zarówno naturoterapeuci, jak i lekarze są zgodni. Jednak ogólna informacja o potrzebie unikania stresu, jest dla pacjenta mało przydatna, ponieważ nie tłumaczy prawdziwego mechanizmu, jak konkretnie stres wpływa na zwiększenie populacji bakterii Helicobacter pylori.
Podczas, kiedy medycyna akademicka skupia się na wyeliminowaniu bakterii, naturoterapeutów interesuje pierwotna przyczyna, która doprowadziła do zaburzenia homeostazy żołądka.Na podstawie prowadzonych od ponad 20 lat badań i zestawień statystycznych, konkretnych przypadków klinicznych, wiadomo, że na zaburzenia fukcjonowania konkretnych narządów i układów organizmu człowieka, mają wpływ bardzo określone przeżycia emocjonalne. I tak, w przypadku wrzodów żołądka, chodzi o konkretne odczucia: „Tyram jak wół, wypruwam z siebie żyły i nikt mnie nie docenia, nie powie mi nawet dziękuję” albo „Nie mogę strawić tego, co zostało powiedziane, uczynione”. Osoba, której organizm jest silnie obciążony pracą oraz trwająca w w/w określonym konflikcie emocjonalnym z otoczeniem, zwykle zapada na chorobę wrzodową.
Zatem celem terapii jest z jednej strony złagodzenie objawów stanu zapalnego towarzyszącego niszy wrzodowej, poprzez np. picie wywaru z siemienia lnianego lub z ziół, stosowanie lekkostrawnej diety, z drugiej zaś strony, uświadomienie pacjentowi jakie konkretnie sytuacje i jaki rodzaj powiązanego z nimi stresu, zapoczątkowały ciąg zdarzeń prowadzący do choroby wrzodowej. Dopiero pełne uświadomienie pacjentowi jakie jego zachowania i odczucia doprowadziły do powstania wrzodu oraz nauczenie go, jak ma sobie w praktyczny sposób radzić w stresogennych sytuacjach, rozwiązuje jego problem zdrowotny i zabezpiecza przed nawrotami dolegliwości – jeśli oczywiście dana osoba wdroży zalecenia w swoje życie.
Na przykładzie dolegliwości w postaci wrzodów żołądka, można by uznać, że naturoterapeuci są przy takich dolegliwościach bardziej skuteczni i że w związku z tym nie ma sensu chodzić do lekarza. Może niektórych z Państwa zaskoczę, jednak uważam, że przy dolegliwościach, które dotyczą narządów wewnętrznych, kiedy nie widzimy fizycznej zmiany, konieczne jest skorzystanie ze współczesnych zdobyczy technicznych celem precyzyjnego zdiagnozowania co nam tak naprawdę dolega. Ważne jest również precyzyjne określenie rozmiarów zmian i dysfunkcji organu.
Mimo wielu wad w systemie leczenia w ramach zorganizowanej, akademickiej służby zdrowia, należy zauważyć, że wiedza dobrego, rzetelnego lekarza, wyniesiona z procesu kształcenia i szkoleń podyplomowych jest zwykle znacznie szersza i bardziej precyzyjnie odnosi się do budowy ludzkiego ciała i jego fizjologii, niż to ma miejsce w przypadku naturoterapeutów. Spotkałem się z wieloma sytuacjami, kiedy przychodził do mnie pacjent i opisywał dolegliwości fizyczne ze strony organizmu, które wskazywały na kilka różnych jednostek chorobowych, rozróżnienie których bez specjalistycznych badań i lekarskiej diagnozy opartej na wiedzy i wieloletniej ich interpretacji było nie możliwe. Zawsze wtedy proszę, aby pacjent poszedł do lekarza i w uzgodnieniu z nim zdiagnozował swój organizm.
Zdarza się, że dalsze leczenie prowadzi lekarz. Zdarza się również i tak, że po zabiegu chirurgicznym (jeśli okazał się konieczny) lub innym, specjalistycznym działaniu wymagającym najnowszych osiągnięć technologicznych, pacjent wraca do mnie, aby kontynuować proces pełnej rekonwalescencji w sposób holistyczny, uwzględniający zarówno aspekty fizyczne, jak i natury emocjonalnej. Są również takie sytuacje ( i tych jest całkiem sporo ), kiedy przychodzi pacjent z pełną teczką badań z których nic nie wynika, lekarze nie potrafią doprecyzować co jest przyczyną dolegliwości, a pacjent cierpi od wielu miesięcy, czasem lat. Według lekarzy, takich przypadków jest dużo i stanowią do 25% wszystkich, zgłaszających się osób. Wtedy możemy spotkać się z opisem w karcie pacjenta – „bóle o nieustalonej etiologii”. Są to zwykle bóle o podłożu psychosomatycznym. Czasem są to jednostki chorobowe nie opisane precyzyjnie przez medycynę akademicką, a znane naturoterapeutom.
Wymagają zatem zarówno podejścia z zakresu psychologii jak i fizjologii funkcjonowania organizmu człowieka. A to jest problemem dla współczesnej służby zdrowia nawet, kiedy lekarze posiadają szeroką wiedzę, z obu sfer życia, psychicznej i fizycznej. Lekarze mają narzucone procedury, których nie wolno im łamać oraz mają zbyt mało czasu na jednego pacjenta. Podczas gdy wizyta u terapeuty trwa nawet do 2 godzin i jest tam czas na zapoznanie się z okolicznościami w jakich doszło do aktywacji objawów, z dotychczas przeprowadzonymi badaniami oraz już zastosowanymi terapiami oraz na spokojne omówienie proponowanej przez terapeutę ścieżki postępowania – to wizyta u lekarza trwa czasem tylko kilkanaście minut, bo musi on przyjąć kilkudziesięciu pacjentów dziennie a nie kilku, jak to zwykle bywa w przypadku prywatnej praktyki naturo-terapeutycznej.
Od wielu lat, przekonuję zarówno lekarzy jak i naturoterapeutów, aby ze sobą współpracowali dla dobra pacjentów. Wiem, że nie jestem w tym odosobniony. Wiem również, że zmiany istniejącej sytuacji można dokonać tylko przez umiejętne informowanie obu grup o korzyściach wynikających z takiej współpracy. Mam nadzieję, ze ten krótki artykuł wnosi odrobinę światła w tę materię.
Mariusz Jarymowicz