Kiedy w gabinecie pojawia się pacjent, zwykle dość szybko mogę określić przyczynę dolegliwości i ustalić właściwy dla niego plan postępowania. Bywa jednak, że rezygnuję z prowadzenia terapii już po kilku wstępnych informacjach…
W czasach, kiedy zalewa nas rzeka informacji oraz ocean możliwości, najistotniejszym jest zdanie sobie sprawy z faktu iż cokolwiek zrobimy ze swoim organizmem, ma to skutki długoterminowe. Nawet jeśli mamy wrażenie, że nasze postępowanie wpływa tylko na fragmentu naszego organizmu, to warto zdać sobie sprawę, że każda cząstka z której jesteśmy zbudowani, jest w bezpośredniej lub pośredniej relacji ze wszystkimi pozostałymi. Jeśli wpływamy na stan jelita cienkiego, to zmieniamy również ilość wchłanianych przez organizm mikroelementów, składników z których pozyskujemy energię, aminokwasów z których organizm buduje potrzebne struktury białkowe i wiele więcej.
Wpływając na stan nerek, zmieniamy stan włosów i skóry a nawet możemy wpłynąć na pracę serca i współpracujących z nim narządów. To z kolei ma bezpośredni wpływ na ciśnienie krwi i stan ścianek naczyń krwionośnych oraz pośrednio na ilość odkładającego się w nich cholesterolu. Przykładów takich powiązań w organizmie, jest nieskończona ilość. Piszę o tym, ponieważ coraz częściej osoby pragnące uporać się jakoś z doskwierającymi im dolegliwościami, zamiast pomagać sobie, doprowadzają swój organizm do kompletnej ruiny. Mechanizm takiego stanu rzeczy jest prosty. Najpierw pojawia się dolegliwość a w chwilę po jej zauważeniu, pojawia się pierwotny, naturalny lęk. Ten z kolei powoduje, że osoba dotknięta uciążliwą dolegliwością przestaje właściwie kojarzyć fakty i popada w coraz większe tarapaty. Dlaczego tak się dzieje, opisałem w artykule Jedna maseczka – wiele skutków dla zdrowia. Tam dobrze zilustrowałem biofizyczny mechanizm zależności lęk-bezmyślność.
Tak więc, kiedy zachorujesz, podstawową i najbardziej efektywną terapią wstępną, jest zachowanie spokoju i świadomości, że twoja zdolność do przetrwania jest wprost proporcjonalna do poczucia bezpieczeństwa i wiedzy, że czym szybciej wyjdziesz ze stanu lęku i paniki, tym szybciej zaczniesz podejmować korzystne decyzje co do sposobu postępowania prowadzącego do odzyskania pełni zdrowia.
I tu doszliśmy do mojego stwierdzenia, że czasem rezygnuję z podjęcia się terapii konkretnego pacjenta. Robię to w sytuacji kiedy dowiaduję się, że pacjent ogarnięty lękiem i paniką, równocześnie stosuje wiele różnych, nie znanych mi terapii, bez możliwości uzyskania jednoznacznej informacji, że dwie lub więcej z nich nie wykluczają się na wzajem lub nie sumują swoich działań w ten sposób, że organizm może w każdej chwili zareagować paradoksalnie, czyli przeciwnie do oczekiwanych rezultatów. W takiej sytuacji moja terapia mogła by wejść w interakcję z inną.
Bardzo często pacjenci nie zdają sobie sprawy z faktu, że tak zwane niekorzystne interakcje przyjmowanych specyfików zachodzą na poziomie bezpośrednich reakcji chemicznych ale również na poziomie uzyskanej, sprzecznej, wzajemnie się znoszącej reakcji narządów wewnętrznych. Na przykład jedna substancja czynna może powodować pobudzenie pracy narządu a inna, w tym samym czasie powoduje jego tonizację. Jedna może być w leku a druga może być zawarta w preparacie ziołowym lub źle dobranych dla danego przypadku składnikach codziennej diety czy terapii sokami warzywno-owocowymi. Przy czym nie chodzi o to co jest właściwsze – leki, zioła czy terapia przez żywienie. Chodzi o świadomość że przy zbyt dużej ilości czynników wpływających na organizm, bez gruntownej, sprawdzonej wiedzy można osiągnąć efekt przeciwny do oczekiwanego.
nnym przykładem jest jednoczesne stosowanie różnych terapii manualnych. Bywa, że pacjenci przychodzą i mówią, że teraz to liczą na masaż limfatyczny a po dwóch godzinach idą na akupunkturę, aby następnego dnia „zaliczyć” masaż „AromaTouch” z zastosowaniem olejków eterycznych, trzeciego dnia pójść i zaszczepić się przeciw żółtaczce zakaźnej bo za tydzień będą mieli operację wycięcia guzka i parę dni później dożylny wlew z kurkuminy! Wszystko super, tylko nie w takim tempie oraz ilości. Organizm wyposażony jest w naturalny mechanizm reakcji, który nie przewiduje takiego nadmiaru bodźców. Następuje w nim taka sama dezinformacja, jak podczas przeglądania współczesnych serwisów informacyjnych, gdzie jedna informacja wyklucza drugą, następującą prawie bezpośrednio po niej.
Masaż limfatyczny, jak sama nazwa wskazuje stymuluje pracę układu limfatycznego, który jest filarem naszego układu odpornościowego. Kojarzenie tak silnego oddziaływania z akupunkturą i kolejnym masażem wspartym aromaterapią oraz ponownym stymulowaniem go wspomnianą szczepionką przeciw żółtaczce to proszenie się o bardzo złe efekty zdrowotne. Jak dodamy do tego silne osłabienie podczas operacji oraz oddziaływanie anestetyków oraz substancji odkażających plus silny stres, mamy wręcz bombę która uzbrojona może wybuchnąć w każdej chwili. To, że niektóre osoby przeżywają takie schematy, świadczy tylko o tym, że ludzki organizm jest znacznie silniejszy niż myślimy a ich opiekuńcze Anioły bardzo się napracowały.
Pamiętajcie proszę aby wizyt u naturoterapeuty, zielarza czy masażysty zajmującego się fizjoterapią nie traktować jak wycieczki po ścieżce do zdrowia z licznymi atrakcjami, które „być może pomogą”. Zdecydowana większość stosowanych preparatów i terapii manualnych ma silne działanie na ludzki organizm. I traktując je jako opcje do leczenia zalecanego prze lekarza, zawsze należy o tym pamiętać. Przy leczeniu przewlekłych i poważnych chorób, metody stosowane przez naturoterapeutów są zdecydowanie mniej kosztowne. I to jest często zachęta do umawiania się na dużą ilość wizyt z różnymi specjalistami oferującymi różne, ciekawe metody. Zaczyna wtedy dominować zasada „Im więcej tym większe prawdopodobieństwo trafienia na tę skuteczną”.
Zwłaszcza w przypadku chorób mocno wycieńczających organizm zasada „Mniej, czyni więcej”, jest bardzo aktualna i może uratować ludzkie życie.
Mariusz Jarymowicz